wtorek, grudnia 14, 2010

JAK TO W HIMALAJE POJECHALI I SIE ROZCHOROWALI

No to jedziemy w gory. Musimy sie rano sprezac bo autobus przed 9, czy jakos tak.
No i sie spoznili... doslownie kilka/kilkanascie minut, ale nic sie nie stalo pojedziemy w tamtym kierunku, miasteczko dalej.
Jak sie okazuje to super pomysl. Dojezdzamy do Bhaktapur, zachwyca nas, wzychamy ze wzruszenia. Sredniowieczne miasteczko z przepiekna starowka. Robimy trase wokol. Misci sie tu najstarsza wkraju swiatynia Sivy,tak wogole, w tym malym miasteczku, jest okolo 170 swiatyn i klasztorow, glownie hinduistycznych ale z wieloma nawiazaniami do buddyzmu. ...po kolacji wracamy do hostelu, jak zwykle nie zbyt elegancki, a toaleta wola o pomste do bogini Parvati, aleeeeeeeeeee tu w wlasnie w tej obskurnej toalecie i niezbyt urodziwym hosteliku przezywamy najpiekniejsze chwile. Trzeba to naglosnic i chwalic ten dzien!!!!!!!!!!!, TO TU PIERWSZY RAZ TEJ PODROZY WZIELISMY CIEPLY PRYSZNIC....!!!!!!!!!!!!!!
Na zajutrz wstajemy wczesnie rano. Okolo 6? 30?, mamy autobus do Jiri, czy toprawda? czy wsiadziemy? czy sie uda? czy trafimy w dobre miejsce? czy sie zatrzyma? Ponoc to expres...
no i zdazylismy, nawet trzeba bylo troche poczekac. Aautobus niczym sie nie roznil od pozostalych, nie wygladal na expres, i tyle co kazdy inny mial opoznienia na mecie (jakies 2 godziny). Muzyka nie dawala odpoczac, nie dawala nawet przetrwac, mp3 gdzies zakopane w bagazu, o masakro, glowa puchnie, mozg eksploduje. Po wieluuuuuuuuuuuuuuuu godzinach jestesmy jakos kolo 14/15 na miejscu. Odrazu znajduje nas czlek co do hostelu nas prowadzi. DObrzy ciludzie,i pieniedzyza to nie chca ;) A w hostelu milo, schludnie i zimno, jak to w gorach. No to idziemy na spacer rozruszac nogi. Jutro wyruszamy w Gory na wyprawe :)
hahahahahahaha nasza wyprawa szybko sie konczy bo ja, co juz chyba stanie sie tradycja, sie rozchorowalam, tak wiec w gorach bylismy 2 dni zamiast 6.... pierwszy dzien byl dla nas bardzo wyczerpujacy. Okazuje sie, ze komputer nie emituje kondycji, tak wiec przez ciagle siedzenie przy nim nie chartujesz miesni i nie dajesz potem rady na trekkingu lub nie mierzysz sil na zamiary (te dwie opcje do wyboru) :) Zeby nie bylo tak do konca, ze to moja wina, Mateusz "doznal" zatrucia organizmu, a dokladnie zoladka i wiadomo......
Za to na drugi dzien, wyczerpani, ale nie strudzeni, poszlismy na spacer wzdloz rzeki i (ten fragment spiewamy) W PROMIENIACH SLONECZNYCH OPALAMY SIE :) i znowu pobudka o 5, lapiemy autobus do Kathmandu. Idziemy rano na autobus a tu co sie okazuje zeto nie gory a dzungla. O matko z corka co za kociol. Wszyscy sie pchaja,wszyscy cos wioza, jakies toboly,worki z czyms tam ziemniakami, ziarnami jakies cuda, tylko bydla brakowalo. Na szczescie po 2 godzinach sie wszystko normuje, okazuje sie ze zdecydowana czesc ludzi jedzie do sasiednich wiosek na handel,a czesc osob to dzieci i mlodziez jadacych do szkol.
W podrozy tym razem nauczeni doswiadczeniem: Mateusz ze swoim mp3 i swoim klimatem na uszach, ja z Orwelem i rokiem 1984-i doslownie nie w przenosni czulam ten brudny klimat.
Wieczor w Kathmandu spedzilismy w pokoju, to znaczy ja wykonczona i rozgoraczkowana zaleglam w pokoju, Mateusz robil spacery nakolacje i internet.
Dzis caly dzien lazilismy bez konkretnego celu uliczkami Kathmandu. Bylismy glownie w starych ksiegarniach i antykwariatach. Niesamowite miejsce znalezlismy: kamienica z dwoma pietrami ksiazek, cos tam nawet wyszperalismy. Wieczorem pojechalismy do Malpiej Swiatyni ale szybko stamtad sie zmylismy bo ja zaczelam robic panike. Chodzi o te malpy, wyobraznia zaczela mi platac figle w tych czarnych czelusciach i widzac ich sywetki i nie znajac ich zamiarow wyobrazalam sobie najgorsze. Skonczylo sie prawie piskiem i calkiem autentycznym zbieganiem po schodach, Mati sie ubawil. Zanto dzis chyba jakies swieto czyli festival, na glownym rynku rozpalono ognisko, mezczyzni podpalali w nim kije i biegli co sil w nogach glowna droga. W swiatyniach palono swieczki, a na ulicach mini ogniska.
A jedno male moje swieto dzis, znalazlam bialy ser w sklepi, trzymam go na kolacje...hahaha i znalezlismy w sklepie POLSKI z polskimi napisami, wyprodukowany w polsce, serek topiony w plasterkach ze szczypiorkiem. Zerzremy go na kolacje tez.

Komentarze (0):

Prześlij komentarz

Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]

<< Strona główna